środa, 13 maja 2015

13- Raport Ryana część 13

 W telewizyjnym programie "Questions and Answers" głos zabrał jeden z byłych wychowanków Chrześcijańskich Braci, Michael O'Brian.
(Jego wstrząsającą wypowiedź można obejrzeć  Link .)
Cierpliwie słuchał odpowiedzi dawanych przez polityków, po czym wybuchnął:
`Poszedłem przed Komisję i wypytywało mnie siedmiu adwokatów, wmawiając mi, że kłamię,
kiedy powiedziałem im, że zgwałcono mnie w sobotę, potem otrzymałem miłosierne bicie,
a następnego ranka przyszedł ten sam człowiek i włożył mi w usta komunię świętą.
( ) Mój Boże, siedmiu adwokatów wypytywało mnie non-stop.
Próbowałem popełnić samobójstwo.
Przywieźli człowieka z Rzymu, miał ponad 90 lat, żeby mi powiedział,
że kłamię i że nie bił mnie przez godzinę po całym ciele razem z jeszcze jednym,
a nie miałem na sobie jednej nitki'.
********************************


W tym tygodniu tysiące ludzi stało w kolejce,
żeby wpisać się do księgi solidarności z ofiarami, dodając komentarze:
`Wstydzę się, że jestem Irlandczykiem', `Hańba Kościołowi, hańba państwu'.
We wszystkich gazetach pojawiają się pełne oburzenia i wściekłości
listy od czytelników, żądające wykluczenia Kościoła katolickiego
z działalności w systemie oświaty i w służbie zdrowia,
rozwiązania Zgromadzenia Braci Chrześcijańskich (najgorszego ze sprawców),
a także innych zakonów, i przejęcia ich majątków.
Są także wezwania do bojkotu mszy kościelnych, zbiórek na tacę i kościelnych sklepów.
Kościół katolicki i jego instytucje w Irlandii doznały niesłychanego uszczerbku
i właściwie zatraciły wszelki autorytet moralny.
W przyszłym miesiącu zaś ogłoszony zostanie kolejny raport dotyczący
działalności setek księży-pedofilów w archidiecezji dublińskiej,
których Kościół przez lata osłaniał.
............ Oto tłumaczenie co ciekawszych zeznań z Irlandii:
1. "Kiedy dostałam pierwszej miesiączki zakonnica zaciągnęła mnie do sali jadalnej
podciągnęła moją spódnicę do góry i krzyczała na całą sale:
zobaczcie oto diabeł z niej wychodzi".
2. "Nie wolno nam było nic jeść na godzinę przed przyjęciem komunii świętej.
Raz zakonnica poczuła z ust jednej dziewczyny zapach cukierków i zaczęła krzyczeć na dziewczynę
i popchnęła ja tak mocno na balustradę że dziewczyna przeleciała przez nią.
Zobaczyłam krew".
3. "Była wśród nas jedna dziewczyna.
Ona była bardzo wolna umysłowo .
Pamiętam, że czasami przychodził w nocy do niej ksiądz
- pamiętam, że później przez kilka dni płakała. Było mi jej żal. "
*******************
John Kelly to rosły, zażywny gość po pięćdziesiątce.
Mówi nienaturalnie głośno, wszędzie go pełno.
Włączysz wiadomości - John. Otwierasz gazetę - John.
Oskarża, demaskuje, żąda, przepycha się z policją, prowadzi marsz przez centrum Dublina.
Na pytanie, czy nie boi się ze mną rozmawiać, skoro prawnie mu nie wolno, wybucha:
- Mam to gdzieś! Teraz oni boją się mnie!
Mały (tamten) Kelly to przeciwieństwo dużego.
Zastraszony, nigdy nie patrzy w oczy. Nie ma imienia.
Najczęściej mówią na niego 253.
Ten numer ma wypisany na spodniach, majtkach i butach.
Człowiek i podczłowiek
Choć ma dopiero 13 lat, pracuje przy kopaniu torfu.
Torf służy do palenia w piecach, ale w sypialni, gdzie mały Kelly śpi z 50 innymi chłopcami,
nie pali się nawet w zimie.
Mokre po pracy ubrania nie wysychają, a świeże dostają raz w tygodniu.
Nie ma pasty do zębów. Trzy bolące zęby niewprawnie Kelly'emu wyrwano i wszystkie trzy złamano u nasady.
Rano i wieczorem - chleb z dżemem, obiad - wspólna dla wszystkich micha ziemniaków.
Brat klaszcze trzy razy w dłonie i start.
Wszyscy się rzucają. Wiadomo, że najpierw dorwą się starsi, wyżsi.
Za płacz w nocy dostają kijem po głowie.
Za nierówne stanięcie w szeregu - pięścią w nos.
Za rozmowy podczas posiłków - chłosta.
Mały Kelly jest tutaj po to, by oczyścić swoją duszę z grzechu.
Służą do tego pasy, które chłopcy sami produkują.
Zszywa się dwa kawałki skóry, a do środka wkłada to, co poleci zleceniodawca.
Jeden brat każe wszywać monety. Inny kawałki ołowiu.
Inny lubi, jak przez całą długość paska przeciągnięte są miedziane druty.
Mały Kelly najbardziej boi się paska z drutami.
A jeszcze bardziej boi się brata B.
Plask - bije Kelly'ego po twarzy brat B.... : "Brudny chłopiec, nieczysty" - mruczy z dezaprobatą - i plask z drugiej strony.
Siedzą w ciężarówce.
Kelly trzęsącymi się rękami próbuje rozsmarować dżem na kanapkach.
"I tu się zabrudziłeś, i tu - ręka duchownego wędruje głęboko w spodnie chłopca, ściska mocno.
Chłopiec krzyczy.
- Boli? Chrystus nie taki ból znosił dla naszego zbawienia".
Chłopiec wybiega z samochodu.
Wieczorem B. wchodzi za nim pod prysznic, namydla mu głowę.
Mydło wdziera się do oczu, Kelly krzyczy, nie wie, czy ratować oczy,
czy pośladki, z którymi zaczyna się dziać coś niepokojącego.
Brat trzyma go namydloną ręką za czoło, a ból z tyłu staje się przeszywający i rytmiczny.
"Penis? Nie, niemożliwe - myśli gorączkowo chłopiec.
- Boże, spraw, żeby to był tylko palec".
Pod natryskiem zostaje krew.
Zakonnik wyciera starannie chłopca i prowadzi do kuchni:
"Biedak wpadł dziś do torfowiska, należy mu się dobra kolacja" - mówi do kuchennego.
Kelly dostaje kiełbasę. B. dodatkowo wkłada mu do kieszeni cukierka.
Kładzie palec na ustach i uśmiecha się mdło.
"Jednak penis" - myśli chłopiec.
Jest noc, mały Kelly leży w łóżku, trzęsąc się.
Wpadło ich sześciu, wyrwali z łóżka jego kolegę, chłopca jeszcze mniejszego niż on.
Wyciągnęli na korytarz.
Stare mury niosą płacz dziecka.
Dudnią uderzenia ciężkim pasem.
"Z kim zamierzałeś uciec? - krzyczy ojciec przełożony - Odpowiadaj".
Kelly modli się w łóżku, do Boga, do mamy.
"Kto był z tobą?" - słyszy zza drzwi. I zdławiony głos przyjaciela: "Kelly".
Wracają po niego. Każą uklęknąć u podstawy schodów, położyć dłonie na piątym stopniu.
Najgrubszy, ważący grubo ponad setkę brat staje mu na palcach.
Drugi podciąga mu z tyłu koszulę, brat B wyjmuje pas i zaczyna chłostać po wypiętych pośladkach.
Trzech innych patrzy. Tamtej nocy mały 253 wreszcie wszystko zrozumiał.
Nie jest tak, jak sądził, że dzieje się mu tu jakaś straszna krzywda.
Bracia traktują go po prostu tak, jak na to zasługuje.
Przecież nawet mama się go wyrzekła.
Mimo najlepszych chęci nie była w stanie dłużej go kochać.
Bóg też nie jest w stanie kochać 253.
Z tego prostego powodu, że 253 nie jest człowiekiem.
Ale chłopiec jest w błędzie. Jest ktoś, kto go bardzo kocha i nie pozwoli, żeby tak myślał.
Ktoś, kto poprowadzi go za rękę przez zły świat i zniszczy każdego,
kto to nieszczęsne dziecko ośmieli się jeszcze raz tknąć.
To właśnie jest duży John Kelly.
Złożył zeznanie przeciwko B. na policji. Ściągnęli sukinsyna z samego Watykanu.
Aresztowali.
John omal nie dostał zawału, gdy po paru miesiącach przeczytał zawiadomienie,
że prokurator generalny umorzył postępowanie.
Ale John nie zamierza rezygnować.
Tu, w Dublinie, gdzie mieszka dziś z rodziną, nieopodal ich domu,
dosłownie kilka przecznic dalej, wciąż żyje na wolności brat B.
John będzie potrząsać całą Irlandią,
dopóki ten człowiek nie stanie przed sądem.
Bo przecież tu chodzi o dziecko!
O 13-letniego chłopca, który inaczej nie uwierzy, że to,
co mu robią, jest niegodziwością, i że nikt nie ma prawa
gwałcić dziecka, nawet takiego, które ukradło ze sklepu jabłko.
Dopiero gdy B. usłyszy wyrok,
mały 253 odzyska wiarę w siebie, w ludzi, może i w Boga,
a John Kelly wreszcie przestanie się tak szamotać i krzyczeć,
przytuli chłopca, obaj spokojnie zasną i staną się na powrót tą samą osobą.
Biczowanie, kopanie, podpalanie, zadawanie oparzeń, dźganie,
zmuszanie do pozostawania w pozycji klęczącej przez wiele godzin,
zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzenia,
bicie w podeszwy stóp, zawieszanie na haku i bicie,
szczucie psami –
to nie są praktyki, jakie wobec więźniów politycznych stosują strażnicy obozów zesłania w Chinach,
ani metody nakłaniania terrorystów do zeznań w tajnych więzieniach CIA.
Takich środków wychowawczych przez cały XX wiek używali wobec dzieci
księża oraz bracia i siostry zakonne w instytucjach kościelnych w Irlandii.
Wychowankowie tych ośrodków byli też na masową skalę molestowani seksualnie,
z gwałtami zbiorowymi włącznie.
Skala zjawiska jest wprost niewyobrażalna.
Mówi się nawet o 40 tysiącach ofiar.
Duchowni wiedzieli, że dzieje się zło.
Jeszcze w latach 80. wykupili polisę ubezpieczeniową na wypadek procesów ofiar księży-pedofilów i zboczeńców.
Przykłady praktyk wychowawczych stosowanych przez księży i zakonnice:
* Dziecko, które poskarżyło się zakonnicy na molestowanie przez kierowcę karetki,
zostało rozebrane przez cztery zakonnice i wychłostane "w celu wygnania diabła";
* Chłopcy zostali wyciągnięci z łóżek, zmuszeni do maszerowania nago,
podczas gdy księża uderzali trzcinkami do bicia (ang. "canes") w ich penisy;
* Inny chłopiec został przywiązany do krzyża i zgwałcony
, podczas gdy inni masturbowali się na boku

12- Raport Ryana część 12

Zakonnice nas biły i niszczyły nasze charaktery, ale nie mogłyśmy żywić do nich nienawiści.
Były dla nas ucieleśnieniem strachu i męki, a zarazem oblubienicami Chrystusa.
Znajdowały się bliżej Boga niż my, co uwidaczniało się na każdym kroku.
W kaplicy śpiewały anielskimi głosami i zawsze wyglądały nieskazitelnie,
a nie tak niechlujnie jak my.
Nosiły czarne habity z białymi wykrochmalonymi przodami,
a na szyjach różańce, co miało podkreślać ich skromność.
! ! !
Zakonnice nas karały, ale im wierzyłyśmy i ufałyśmy.
Musiały mieć rację.
Wpajały nam to. Były wszak poślubione Chrystusowi.
Mogły tylko czynić dobro, a nie wyrządzać komukolwiek krzywdy.
Nigdy nie kwestionowałam bicia dzieci jako czegoś złego,
choćby mi się wydawało bezwzględne i zawzięte.
Wierzyłyśmy, że zakonnice spuszczają nam lanie dla naszego dobra, dla naszego zbawienia.
Nie mając nikogo innego, z kim mogłybyśmy porozmawiać, nie potrafiłyśmy
spojrzeć na kary cielesne z innej perspektywy.
Byłyśmy na nie narażone przez cały czas.
Nie znałyśmy innego podejścia do dzieci.
Przebywałyśmy pod opieką tych kobiet przez 24 godziny na dobę i przez każdy kolejny dzień w roku.
Jeśli zakonnica którąś z nas uderzyła, znaczyło to, że ta sobie na to zasłużyła.
! ! !
Od najmłodszych lat nikt nas nie uczył samodzielnie myśleć i czegokolwiek kwestionować.
W rezultacie takiej edukacji wyłączono u nas wszelkie zdolności krytyczne
i stałam się automatem, który chciał tylko ludzi zadowalać.
Zakonnice poddały mnie niewyobrażalnemu praniu mózgu.
Najwyraźniej byłam tępa, tak jak mówiły.
Nie czułam złości, że kazały mi pracować jako dziecku,
bo wierzyłam, że zawsze robią to, co słuszne.
W pełni stałam się produktem sierocińca.
! ! !
W sierocińcu w Moate wchodzę dziś po schodach na półpiętro
i widzę otwarte drzwi łazienki.
Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że nigdy nie
pozwalano nam nawet na odrobinę prywatności.
Widzę wannę, w której kuliła się naga dziewczynka,
okładana bez litości wskaźnikiem przez siostrę Kevin.
Dziewczyna krzyczała, próbując osłonić się przed gradem ciosów,
a zakonnica manewrowała w ciasnym pomieszczeniu długim kijkiem, aby celniej uderzyć.
To była makabryczna scena.
Dziewczyna pragnęła, aby zakonnica przestała ją bić, ale to nie pomagało.
! ! !
Nie byłyśmy zamknięte w sierocińcu za darmo.
Nasza matka musiała płacić za „przywilej” przymusowego
zatrzymania dzieci w ramach programu „płatności przez rodziców”.
Znaczyło to, że samotny bądź biedny rodzic był podwójnie
napiętnowany za niezdolność zajmowania się dziećmi.
Musiał płacić państwu za odebranie mu przez nie dzieci,
przekazując na ich utrzymanie część dochodów.
! ! !
Z pewnością bardzo oszczędnie kupuję dziś żywność i bardzo oszczędnie ją zjadam.
W sierocińcu, jeśli w rondlu pozostały reszki jedzenia, wyskrobywałam je do czysta nawet wtedy, gdy już ktoś zalał rondel wodą.
Jeszcze teraz biorę nóż i zeskrobuję z rondla to, co przywarło do dna i ścianek.
! ! !
Zostałam wychowana w wierze katolickiej i umrę jako katoliczka,
ale prawdą jest, że obecnie mam bardzo negatywne skojarzenia z każdą religią.
W ich imię popełniono tyle zła. Już nie praktykuję.
Nie potrafię pojąć, że zakon religijny mógł zrobić to,
co zrobił dzieciom irlandzkiej biedoty.
Dlaczego ci ludzie zeszli ze swej drogi i uczynili nasze nędzne życie jeszcze gorszym?
Dlaczego nie zrobili czegoś, aby nam pomóc – zarówno duchowo, jak i materialnie?
Im bardziej godzę się z tym, co mi się przydarzyło,
tym bardziej unikam każdej zorganizowanej religii.

MAREK SZENBORN
PS Całość świadectwa pani sędzi
Kathleen O’Malley (uznano ją za najodważniejszą Brytyjkę dekady)
można przeczytać w przetłumaczonej na język polski
książce „Przerwane dzieciństwo”, opublikowanej przez wydawnictwo „Klub
dla Ciebie”. Polecamy.

11- Raport Ryana część 11

Nauczyłam się zapychać żołądek wszystkim, co nam podano.
Posiłek, który nam dawano na lunch, nazywałyśmy pomyjami,
bo był to wodnisty sos, w którym pływały oka galaretowatego białego tłuszczu i... ślimaki.
! ! !
Zwykle zakonnice wymierzały nam kary cielesne przy wszystkich.
Nie wzywały nikogo do siebie, aby go skarcić, lecz robiły to spontanicznie,
w danym miejscu i chwili, gdy przyłapały kogoś na popełnieniu „przestępstwa”.
Stosowały różne metody i narzędzia kary.
Za mniejsze przewinienia biły rękami po twarzy,
za większe – rozmawianie lub za opadającą skarpetkę – linijką,
którą zawsze nosiły w kieszeni habitu,
a za największe – buntowniczość – wskaźnikiem przypominającym
zaostrzoną na końcu laskę.
Jeśli okazywały łaskawość, wówczas biły po wewnętrznej stronie dłoni,
a gdy chciały ukarać surowiej – po wierzchu dłoni lub z tyłu po nogach.
Targały nas za uszy, szarpały za włosy i policzkowały.
! ! !
Na zewnątrz kuchni dla zakonnic stały zbiorniki na odpadki,
gdzie wrzucano różne resztki.
Gdy nikt mnie nie widział, sprawdzałam zawartość tych zbiorników najszybciej,
jak potrafiłam, poszukując zwłaszcza skórek owoców.
Ze skórek bananów wyjadałam wszelkie pozostałości miąższu,
aż docierałam do śliskiej powierzchni.
! ! !
Często mdlałam na mszy w kościele parafialnym – wygłodzona i zziębnięta.
Jedyną dobrą rzeczą było w tym to, że mogłam wówczas siedzieć zamiast klęczeć.
Takich omdleń nie leczono.
Należało się czuć wystarczająco rozpieszczanym, jeśli pozwalano siedzieć.
! ! !
Latem zaczęły mi tak bardzo doskwierać skutki fatalnej diety, że kiedy kładłam się do łóżka,
marzyłam o zjedzeniu soczystego, chrupiącego owocu.
Musiałam się zadowolić skórkami, które znajdowałam w pojemnikach na kuchenne odpadki.
Codziennie widziałyśmy jabłka, ale zakonnice nie pozwalały nam ich tknąć.
Rosły na drzewach przy drodze, którą chodziłyśmy do szkoły.
Jeśli już zdołało się zdobyć jabłko, udawało się je zjeść tylko w ciemnej sypialni.
Kiedy już zapadła cisza, odgryzało się ostrożnie kęsy,
chowając głowę pod kocem, aby stłumić odgłosy chrupania.
! ! !
W drugiej klasie uczyła nas siostra Gerard,
której najmniejszy pretekst wystarczał do bicia.
Traktowała obrączkę otrzymaną po złożeniu ślubów zakonnych jako broń
i waliła nas nią po głowie, jeśli nie spodobał się jej czyjś oddech.
Tylko czyhała, aby któraś z nas zaczęła się wiercić albo coś upuściła.
! ! !
Zakonnice nie zajmowały się naszym zdrowiem.
Trzeba było być bardzo chorym, aby wezwały lekarza.
– Proszę się nimi nie przejmować, to sieroty – usłyszałam kiedyś,
jak siostra Bernadette powiedziała do lekarza, gdy zbliżał się
do naszych łóżek.
Wszystkie miałyśmy zaczerwienione ręce i nogi z powodu prac polowych w zimnie,
siniaki od nieustannego bicia, a we włosach wszy.
Jak zakonnice miałyby to wszystko wytłumaczyć lekarzowi?
! ! !
Codziennie przebywałam obok gabinetu matki Malachy,
która siedziała tam za biurkiem i szeleściła papierami.
Gdy sprzątałam na korytarzu, wyrzucała tam nieraz
garść rodzynków, które rozsypywały się po podłodze.
Traktowałam to jako znak, że jest zadowolona z mojego ostrożnego,
cichego sprzątania, zbierałam je i zjadałam.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego zwyczajnie nie daje nam rodzynków do ręki.
Dlaczego musimy je zbierać z podłogi niczym myszy?

10 Raport Ryana część 10

Nazywa się Kathleen O’Malley.
Miała 8 lat, gdy dostała się w łapy zakonnic – „Sióstr Miłosierdzia”,
alternatywnego, zbrodniczego systemu wychowawczego w Irlandii.
Dziś, 50 lat później, jest brytyjskim sędzią.
Oto jej przerażające wspomnienia...
Po raz kolejny przestrzegam osoby o słabych nerwach przed
lekturą poniższego tekstu!
!!!
W Goldenbridge nieustannie chciało mi się pić, może dlatego,
że często się moczyłam ze strachu przed zakonnicami.
Nie pozwalano tam samodzielnie brać wody i obowiązywał zakaz wchodzenia do kuchni.
Ale podpatrzyłam, jak zaspokajają pragnienie inne dziewczęta,
i zaczęłam je naśladować.
Okazało się, że piją wodę z toalety.
Obawiałam się, że może nie być dostatecznie czysta,
lecz mimo to chwytałam ją, podobnie jak inne koleżanki,
w złożone dłonie, gdy płynęła do muszli ze zbiornika.
! ! !
Co tydzień zakonnice nas upokarzały.
Kazały nam zbierać się na wielkim dziedzińcu i zdejmować majtki.
Następnie każda z dziewcząt musiała powiesić swoje majtki na kiju,
a koleżanki decydowały o tym, czy są brudne, czy nie.
Te dziewczęta, których majtki zostały ocenione jako brudne,
zakonnice biły na oczach wszystkich.
I tylko te majtki odnoszono do pralni.
! ! !
Przez cały roboczy tydzień udawałyśmy się po lekcjach do warsztatu montować różańce.
Jedna z zakonnic powiedziała mi, że szkoła słynie z wyrobu różańców
i oczekuje od nas, abyśmy się wszystkie w tę pracę zaangażowały – nawet czterolatki.
I tak dzień w dzień nawlekałyśmy paciorki, a wstawałyśmy od stołów
dopiero po wykonaniu przewidzianej na dany dzień partii – bez względu na czas.
Znaczyło to, że często nawet do późna nie dostawałyśmy kolacji.
! ! !
W szkole żyłyśmy w ciągłym strachu, że rozgniewamy czymś zakonnice i zostaniemy zbite.
W Goldenbridge można było zostać ukaranym fizycznie za wszystko
i za nic, właściwie bez powodu.
Większość zakonnic zawsze miała przy sobie grube drewniane drążki,
zwane rózgami, którymi biły nas po grzbietach dłoni
lub po ich wewnętrznej stronie.
! ! !
Leżałam na cienkim, twardym materacu przykryta gryzącym kocem.
Dłonie miałam złożone na piersiach, jak kazała pani Carerry,
i w tej pozycji starałam się jak najszybciej zasnąć.
– Jeśli dziś w nocy umrzesz w tej pozycji, będziesz gotowa na spotkanie z Bogiem – powiedziała.

9- Raport Ryana część 9

W latach 1930–1980 w katolickich sierocińcach Irlandii zaginęło bez wieści 2 tysiące dzieci (5 procent).
Dotąd nikt nie wie, gdzie znajdują się ich groby!
Część dzieci zapewne umarła z powodu chorób.
Autorzy raportu nie mają jednak wątpliwości, że wiele dzieci zostało zamordowanych,
niektóre zapewne po brutalnym zgwałceniu.
---------------------------
Pominąłem w drugiej części tego kościelnego horroru wstrętny aspekt seksualny i pedofilski.
Czy jest lepiej?
Nie, może nawet jest jeszcze gorzej.
Każde dziecko, którego wypowiedzi tu przytaczamy, w chwili,
gdy robiono z nim to, co robiono, nie miało więcej niż 13 lat.
Niech tym draniom ich Bóg to wybaczy!
MAREK SZENBORN
Współpraca AS
W Irlandii w blisko 60 kościelnych placówkach wychowawczych dla dzieci
stworzono taki system „opieki i resocjalizacji”,
że mogą się one równać z radzieckimi gułagami i nazistowskimi obozami koncentracyjnymi.
Pół wieku horroru ...!
******************
Z ostatniej chwili W irlandzkiej internetowej mutacji „Independent.ie” ukazała się informacja,
że omawiany przez nas raport zawiera jeszcze jedną część.
Niejawną.
Otóż prowadząca śledztwo komisja ustaliła,
że niektóre dzieci z prowadzonych przez Kościół sierocińców i domów opieki
sprzedawane były do domów publicznych.
Takich specjalnych i głęboko zakonspirowanych –- bo dla pedofilów.
W kilku krajach Europy, np. w północnej Walii i w Niemczech.
W proceder ów zamieszani byli nie tylko duchowni,
ale także urzędnicy wysokich szczebli z trzech ministerstw
i politycy z pierwszych stron gazet.
Ich nazwiska nie zostały jeszcze ujawnione, ale irlandzcy dziennikarze już twierdzą,
że wtórny skandal obyczajowy wkrótce wstrząśnie Zieloną Wyspą.

8- Raport Ryana część 8

Luke:
„Brat Arrio był diabłem. Związywał małe dzieci tak, że nie mogły się ruszać.
Robił z nich coś w rodzaju krzyża. Ręce rozłożone, nogi skrępowane...
Potem bił.
Jak przestał, to robił dziecku coś, co nazywało się majtkami ze sznurka.
Sznurek wokół bioder, sznurek pomiędzy pośladkami... Bardzo ściśnięty.
Kilkoro z nas chodziło w takim stroju na zajęcia z religii.
Cały dzień.
Za karę...
Pamiętam jedną dla niego charakterystyczną rzecz: nigdy żadnemu z nas nie spojrzał w oczy.
Nawet nie znam ich koloru...”.

James:
„Brat Arrio nie był diabłem. Bo takie określenie obraża diabła.
W kościelnej stołówce zabronił nam raz na zawsze korzystać z rąk.
No więc jedliśmy z misek jak zwierzęta.
Jeden posiłek dziennie. Mieliśmy po 6 lat.
Kiedyś poskarżyłem się mojemu ojcu.
Przyjechał w odwiedziny z Anglii.
Powiedział, że jestem bardzo wychudzony i posiniaczony.
Opowiedziałem mu, co tu się dzieje, zabrał mnie wtedy do brata Arrio i zapytał, czy to prawda.
Arrio oczywiście wyparł się wszystkiego, powiedział,
że ja nie chcę jeść i ciągle wdaję się w bójki.
Ojciec mu uwierzył, bo ja miałem tylko 6 lat.
Za to, że się poskarżyłem, Arrio bił mnie codziennie przez dziesięć tygodni”.

Sophie:
„Gdy dziewczynki zaczynały być kobietami, to znaczy, kiedy po raz pierwszy miały okres,
były bite jako nieczyste.
Siostry mówiły, że to na pamiątkę grzechu pierworodnego.
Miałam 13 lat, kiedy to się stało.
Przeraziłam się, gdy stamtąd pociekła mi krew.
Gdy powiedziałam o tym siostrze zakonnej, dostałam w twarz.
Posiłki ograniczono mi do jednego dziennie.
Nigdy nie dostałam żadnej podpaski”.

Adam:
„Kazano nam nauczyć się na pamięć całego katechizmu i zabierać go na każde zajęcia.
Pamiętam, jak jeden chłopak zapomniał go wziąć.
Siostra, która prowadziła wtedy zajęcia (nazywała się Tyra), powiedziała,
że dla przykładu pokaże całej klasie, co się stanie,
jak ktoś zapomni materiałów lekcyjnych.
Biła tego chłopaka na naszych oczach prawie przez całą godzinę.
Krwawił, a ona nadal go biła.
Wszyscy byliśmy przerażeni, że go zabije, ale baliśmy się zareagować w jakikolwiek sposób”.

Sean:
„Gdy siostry uznały, że zachowuję się źle, wylewały na mnie pomyje z wiadra, które stało w kuchni.
Śmierdziałem potem przez kilka dni, bo nie pozwalały mi się wykąpać”.

7- Raport Ryana część 7

Ava:
 „Nie było zrozumienia tego systemu, nikt nie potrafił powiedzieć stop.
Jeżeli starsza osoba bije cię, uznawaliśmy, że tak musi być.
Myślałam, że to normalne.
Potem dowiedziałam się, że młode siostry od samego początku
były uczone, jak postępować z dziećmi.
Nawet przymuszano je do tego siłą.
Mówiono im, że »dzieci trzeba bić od małego, żeby wyrosły na ludzi«.
W końcu zaczynały w to wierzyć.
Później w tych »metodach wychowawczych « chciały być jak najlepsze.
Prześcigały się nawzajem”.

Grace:
„Wyjścia do toalety były odnotowywane.
Uczniowie mogli załatwiać swoje potrzeby tylko dwa razy dziennie, i to w ściśle określonych godzinach.
Co do sekundy.
Na każdorazowy pobyt w toalecie (te dwa razy) miałam po pięć minut”.

Conor:
„Kiedyś nie wytrzymałem – bo już nie mogłem – i poszedłem do toalety bez niczyjej zgody.
Siostry przyłapały mnie.
Jedna z nich kazała mi klęczeć i biła w plecy tak mocno, że trzcinowa pałka poraniła jej dłoń,
a ja nie mogłem spać na plecach ponad miesiąc”.
*******
Ksiądz Matthew Gaffney (z irlandzkiego Instytutu Miłosierdzia): „
To prawda, kary cielesne były stosowane, ale wyłącznie po to, by utrzymać dyscyplinę.
Zaliczało się do nich bicie i chłostanie”.
*******
Ava:
„Gdy byłyśmy niegrzeczne (zdaniem zakonnic), nasze łóżka polewano wodą.
Także kołdry.
Całą noc spałyśmy w mokrej pościeli.
Ta kara podobno nie była nielegalna. Była zapisana w statucie szkoły”.

Leah:
„Golono nam głowy. Siedmioletnim dzieciom. Dziewczynkom. Do gołej skóry.
Kazano rozbierać się do naga, zakonnice kazały się schylać i biły po całym ciele,
najbardziej w pośladki, żebyśmy nie mogły siedzieć.
To nie chodziło tylko o jeden dzień.
Kiedy taką karę otrzymywało się codziennie,
to z siedzeniem miało się już problemy nieustanne.
Nawet po zagojeniu ran.
Po tym wszystkim nadal mam problemy z siedzeniem. A mam 40 lat!”.

Eva:
„Jeśli w Rosminians (jeden z kościelnych sierocińców) jakieś dziecko zsiusiało się w nocy w łóżko,
to miało polewaną pościel i swoje ubrania moczem przez kilka miesięcy.
Moczem innych dzieci, który w tym celu gromadziły zakonnice.
Kiedy ktoś moczył się w nocy, otrzymywał straszne kary.
Raz, gdy to mi się przydarzyło, zostałam przywiązana linami do haków na suficie.
Wisiałam do góry nogami.
Siostra powiedziała, że muszę się wysuszyć. Jak bielizna.
Nie wiem, ile czasu tak wisiałam.... Kwadrans albo kilka godzin.
Zemdlałam, więc nie wiem. Bywało jeszcze gorzej.
Kilka razy (a pamiętam co najmniej dwa takie wydarzenia) kazano nam
za karę zjeść po kawałku własnych odchodów”.

Brat Olivero:
„Kiedy przybyłem do tej katolickiej szkoły, to zobaczyłem, że chłopcy
za każde wykroczenie byli wysyłani do brata Arrio, który bił i katował »łobuzów«.
Tak ich nazywał.
Przez lata dzieci straszono, że jak będą niegrzeczne, to pójdą do brata Arrio.
Bano się go jak diabła. Dochodziło nawet do aktów samookaleczeń.
Dzieci zadawały sobie rany po to, by nie dostać się w ręce brata Arrio.
To był demon, miał obłędny wzrok”.
Olivero zapytany, dlaczego o takim horrorze nie powiadomił organów ścigania,
odpowiedział, że maltretowane było bardzo małe dzieci, które nie byłyby w stanie potwierdzić jego doniesień.